Publiczne pranie brudów i wzajemne obrzucanie się obornikiem nie należy do rzeczy miłych i eleganckich, ale rozprawa Johny'ego Depp'a i Amber Heard pokazała całemu światu jedną ważną rzecz. Ofiarą przemocy może zostać każdy. Nieważne ile masz pieniędzy, jak bardzo jesteś sławny i czy jesteś mężczyzną, czy kobietą. Każdy. Skąd jednak bierze się chęć krzywdzenia partnera, osoby która powinna być najważniejsza w naszym życiu, a chęć uszczęśliwienia jej naszym priorytetem?
Nieważne, czy mówimy o agresji wobec kobiet czy mężczyzn. Wszystko zaczyna się tak samo; osoba z zaniżoną samooceną i poranionym ego uważa, że odnalazła swoją drugą połówkę. Bez znaczenia jest, skąd się wzięły własne urazy agresora; czy to przez problemy z rodzicami, rany zadane przez rówieśników, czy też, o ironio, nabyte jako ofiara przemocy w związku. Przyczyna jest drugorzędna. Wyobraźmy sobie, że ktoś kłamie w swoim CV, a potem za pomocą wyćwiczonego uśmiechu na rozmowie kwalifikacyjnej zdobywa wymarzoną pracę. Takiemu pracownikowi zawsze będzie towarzyszyło przeświadczenie, że nie zasługuje na powierzone mu stanowisko oraz strach przed jego utratą. A cytując mistrza Yodę; "Strach wiedzie do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia".
Tak właśnie jest z osobą, która wprowadza przemoc do związku. Poprzez blizny na własnej psychice czuje, świadomie lub nie, że nie jest wart miłości i uczucia innej osoby. Nie potrafi jednak za pomocą partnera uleczyć swych ran. Wracając do naszej alegorii; nasz pracownik nie podwyższa swoich kompetencji i nie uczy się nowego zawodu. Powodowany strachem i frustracją pogrąża się w agresji.
Nie jest ważne, jakim rodzajem przemocy posługuje się oprawca. Wachlarz jest duży; może być to agresja psychiczna i werbalna, fizyczna, ekonomiczna, seksualna. U jej podstawy zawsze leżą problemy psychiczne agresora; zaniżona samoocena i zranione ego. Wielu sprawców wydają się bardzo pewnymi siebie ludźmi o wręcz niezwykle wysokiej samoocenie. Są to jednak pozory - podobnie jak przy powstaniu osobowości narcystycznej (a trudno o przykład człowieka, który wydaje się bardziej pewny siebie niż narcyz); przyczyną na ogół jest właśnie zranione ego, które jest chronione za pomocą odpowiedniej "maski".
Wymieniony strach i frustracja prowadzą do odwiecznego towarzysza przemocy wobec partnera - patologicznej zazdrości. Skoro my nie jesteśmy odpowiednim pracownikiem na dane stanowisko, to na pewno nasz szef już szuka kogoś, aby nas zastąpić. Za naszymi plecami. Drań! To prowadzi jedynie do eskalacji strachu i pogłębienia gniewu. Drugim towarzyszem agresji w związku są używki. Sprawcy z reguły nie poszukują fachowej pomocy dla swoich problemów. Wolą sobie z nimi radzić w domowy sposób; z pomocą alkoholu. Rozwiązanie dobre niczym gaszenie pożaru benzyną lub posypywanie rany solą. Za sprawą alkoholu zawsze pokazujemy, co leży w głębi naszych serc - a u agresora jest to złość, przemoc i frustracja. Połączenie alkoholu i zazdrości aż prosi się o powstanie syndromu Otella - zaburzenia na pograniczu schizofrenii, które choremu ukazuje partnera jako osobę patologicznie niewierną. Tak się kończy domowa psychoterapia za pomocą procentów.
Dlaczego jednak ofiary przemocy pozostają ze swoimi oprawcami? Agresja jest niczym trucizna. Zaczyna się zawsze od małych dawek. Powoli, niczym zatruta gleba niszcząca kwiat, odbiera poczucie własnej wartości. Skoro jedna z najważniejszych osób w życiu człowieka pokazuje, że jest on beznadziejny i wywołuje agresję, to łatwo uwierzyć, że jest się nic nie wartym. Powoli, poczynając od złych uwag poprzez kontrolę, odizolowanie i pierwsze ciosy, pozbywamy się kolejnych płatków kwiatka. A jeżeli jesteśmy tak beznadziejni, jak przedstawia nas agresor, to powinniśmy być wdzięczni, że chociaż on z nami wytrzymuje, prawda? Efekt jest podobny do znanej sztuczki wykorzystywanej przez mężczyzn podczas podrywu. Należy wypatrzonej osobie powiedzieć takie zdanie, które z pozoru będzie komplementem, a w rzeczywistości ma za zadnie obniżyć jej samoocenę - tak zwany negatywny komplement lub neg. Przykład z serialu "Teoria Wielkiego Podrywu"; "Mało dziewczyn w przetłuszczonych włosach wygląda tak szałowo jak Ty." dobrze ilustruje tę technikę. Pomyślmy jacy mężczyźni muszą zaatakować ego kobiety, żeby ta się nimi zainteresowała; a następnie zastanówmy się, jaką trzeba być osobą, żeby być do takich działań zmuszonym przez cały czas trwania związku.
W ofiarach przemocy rozwija się “wyuczona bezradność”. Ten psychologiczny termin ukazano w eksperymencie psychologicznym w 1967 roku (Sellgman i Maier). Psy podzielono na dwie grupy. Zwierzęta z pierwszej umieszczono w klatce, gdzie podłoga w każdym miejscu raziła je prądem. Pozostałe psy zamknięto w klatce podzielonej na dwie części; w jednej był podłączony prąd, a w drugiej nie. Wystarczyło, że pies przechodził przez niską przeszkodę i był bezpieczny. Psy z drugiej grupy bardzo łatwo się tego uczyły i unikały porażenia. Jednak czworonogi które wcześniej były umieszczone w klatkach bez strefy bezpiecznej, umieszczone w klatkach z przeszkodą, nie potrafiły uniknąć prądu. Nauczyły się, że nieważne co robią i tak doznają bólu, więc nawet po zmianie warunków nie próbowały działać i starać się unikać porażenia. Były bierne. (Jeżeli uważacie, że to nieetyczne i okrutne badania, warto zauważyć, że efekt wyuczonej bezradności badano również na noworodkach, chociaż już bez użycia prądu.)
Ofiary przemocy również uczą się bezsilności. Nieważne, jak się starają ani co robią i tak budzą gniew u partnera. Oczywiście nie mogą tego zmienić, gdyż źródło problemu nie leży w nich tylko w samym agresorze. Jednak uczą się bezradności i generalizują ją na inne dziedziny życia; nie wierzą, że ich działania w pracy, szkole czy nawet w innym związku cokolwiek zmienią.
Kolejna rzecz, która trzyma ofiarę przy sprawcy, to efekt miesiąca miodowego. Pamiętajmy, że agresor darzy partnera bardzo silnymi uczuciami. Ciężko tu mówić o miłości, jednak jest to pewnego rodzaju obsesja. Dlatego, kiedy wyładuje już swą złość i frustrację, jest mu szczerze przykro. Obiecuje poprawę i robi wszystko, aby sprawić wrażenie lepszego człowieka. Daje poszkodowanemu nadzieję. Złudną. Fałszywą. Kiedy znów nagromadzi się w nim złość, pojawi się agresja. Jednak ofiara wierzy.
Postarajmy się zrozumieć osobę, której partner regularnie niszczy jej poczucie własnej wartości i sprawia, że jest ona w jakiś sposób ubezwłasnowolniona. Jak mogłaby uciec z pułapki? Funkcjonowanie w zdrowszym związku wydaje się czymś dziwnym; "Skoro mnie nie kontroluje i nie jest zazdrosny, to może mu nie zależy.", "Mam sama decydować o swoim postępowaniu? Jak, przecież jestem taka głupia? Ktoś powinien zrobić to za mnie.", "Przecież w tym związku na pewno też będę bita, po prostu jeszcze nie teraz." Straszne myśli. Kwiatek na pół-uschnięty. Jednak zawsze jest nadzieja.
Przede wszystkim pamiętajmy, że pozostanie w toksycznym związku nie jest dobre dla nikogo. Jako ofiara jesteśmy dla agresora tym, czym alkohol dla alkoholika – pragnie nas, jednak swoją obecnością szkodzimy jemu i sobie. Po drugie - aby uciec z takiej relacji potrzebujemy pomocy. Nie bójmy i nie wstydźmy się o nią prosić. Jak było zaznaczone na początku; każdy może jej potrzebować.
Komentarze
Prześlij komentarz